Zmiany, zmiany, zmiany. Ale czy na pewno, a nawet jeśli, to czy nieodwołalne. Giełda paryska bije londyńską w kategorii: wartość wszystkich notowanych spółek i wychodzi na prowadzenie w Europie. Owszem, jest to po części spowodowane osłabieniem się funta względem euro, ale zmiana lidera jest symptomatyczna. Zdaje się, że naprawdę David Cameron popełnił jedną z największych niefortunności w historii Wysp Brytyjskich, proponując ponad dziesięć lat temu przeprowadzenie głosowania, tak aby uciszyć przeciwników obecności Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej. Brytyjczycy nie wykorzystują też możliwości, jak otworzyła się po Brexicie, reformowania swojego rynku kapitałowego, tak aby regulacyjne był on bardziej konkurencyjny niż dotąd wobec rynków europejskich. Ale też grubą przesadą byłoby twierdzić, że LSE przestała się liczyć w staraniach o najlepszych emitentów akcji.
Podobnie z Elonem Muskiem. Wprawdzie zasadne jest pytanie: czy Elon Musk jest nadal bezdyskusyjnie ekscentryczny w sensie, jakim posługuje się Olga Tokarczuk – ekscentryczny, czyli myślący nie-centrycznie, będący poza centrum, poza standardem, banałem, konwencją – czy też jest w coraz większym stopniu po prostu producentem samochodów a przy okazji szokuje w swoich zachowaniach publicznych? Jakkolwiek by było, nie jest postacią którą można zignorować w rozmowie o przyszłości gospodarki innowacyjnej, i on sam nie powiedział w tej dziedzinie ostatniego słowa. Prawdopodobnie ostatniego słowa jeśli chodzi o budowanie atrakcyjnej oferty dla inwestorów nie powiedziała nawet giełda warszawska, choć oczywiście w obecnym stanie rzeczy nie zależy to od niej, lecz od przedsiębiorców, zarówno tych już notowanych, jak i nowych. Warto zwracać uwagę na możliwości inwestycyjne na warszawskim parkiecie – truizm, o którym trzeba pamiętać.
A wracając do Paryża: to tam notowany jest koncern najbogatszego człowieka świata, a w CAC40 roi się od firm wytwarzających dobra niedostępne dla kieszeni – a nawet dla karty płatniczej – przeciętnego śmiertelnika. Na tym tle tle ogólniejsza refleksja: wynosimy na piedestały numery z cyfrą „1”, ale to jest podejście mistyfikujące: nie należy lekceważyć numerów z niższych miejsc na podium, podobnie jak numerów znacznie dalszych. Nie tylko z uznania dla nich, ale również w trosce o nasz własny interes.